Archive for lutego 2010

Komunikat nr 7
Psychiczny paleolityzm i nowoczesna technologia
Wykładnia Stanowiska
Hakim Bey




TYLKO STĄD, ŻE S.O.A. mówi bezustannie o "Peleolityzmie", nie należy jeszcze wyciągać wniosków, że zamierzamy wpakować się z powrotem do Epoki Kamienia.
Nas nie interesuje "powrót do ziemi". jeśli takowy wiąże się z nudnym życiem grzebiących w gnoju chłopów – nie chcemy też "plemienności" jeśli towarzyszą jej tabu, fetysze i niedożywienie. Nie prowadzimy sporu z pojęciem kultury – w tym również z technologią; dla nas problem zaczyna się wraz z cywilizacją.
To co nam podoba się w Paleolitycznym życiu, zostało podsumowane, przez szkołę antropologiczną zwaną, "Ludem bez władzy": Eleganckie rozleniwienie społeczeństwa łowców/zbieraczy, 2-godzinny dzień pracy, obsesja na punkcie sztuki, tańca poezji i amorów, "demokratyzacja szamanizmu", kultywacja percepcji – w skrócie, kultura. To czego nie lubimy w cywilizacji, daje się wydedukować z następującej progresji: Rewolucja Agrarna"; powstanie kasty; Miasto i jego kult hieratycznej kontroli ("Babilon"); niewolnictwo; dogmat; imperializm ("Rzym"). Zdławienie seksualności w "pracy" pod egidą "władzy". "Imperium nigdy nie runeło".

Psychiczny paleolityzm oparty na High-Tech-post-agrarnym, post-industrialnym, "zerowork"-owym, nomadycznym (albo "Wykorzenionym-Kosmopolitycznym") - Społeczeństwie Paradygmatu Kwantowego - oto idealna wizja przyszłości zgodna z Teorią Chaosu jak również "Futurologią" (w Roberta Antona Wilsona-T.Leary'ego sensie tego słowa).
Co do teraźniejszości: odrzucamy wszelką kolaborację z Cywilizacją Anoreksji i Bulimii, z ludźmi tak zawstydzonymi absolutnym brakiem cierpienia w swoim życiu, że wymyślają włosiennice dla siebie i innych - albo tymi, którzy bezlitośnie się obżerają, a potem wypluwają z siebie rzygi zrepresjonowanego poczucia winy poprzez masochistyczne oddawanie się joggingowi i dietom. Wszystkie nasze przyjemności i autodyscypliny należą do nas z Natury - samych siebie nigdy się nie wypieramy, nigdy z niczego nie rezygnujemy (za to niektóre rzeczy zrezygnowały z nas i opuściły nas ponieważ okazaliśmy się dla nich za duzi). Jestem nie tylko jaskiniowcem, ale także podróżującym do gwiazd mutantem, oszustem i wolnym księciem. Swego czasu zaproszono pewnego wodza indieńskiego na bankiet w Białym Domu. Kiedy podano do stołu, wódz nałożył sobie całą kopę na talerz i potem wziął jeszcze dwie dokładki. W końcu siedzący obok niego białas powiada: "Wodzu, chłe-chłe, czy nie uważasz że trochę tego za dużo?". "Mhm", odpowiada Wódz, "'Trochę za dużo',to dla wodza dokładnie tyle, ile trzeba!" Niemniej jednak pewne doktryny "Futurologii" wciąż nastręczają problemów. Przykład: nawet jeśli zaakceptujemy wyzwoleńczy potencjał takich technologii jak TV, komputery, robotyka, podbój kosmosu, etc., to i tak będziemy widzieli rozdźwięk między potencjalnością a realizacją. Banalizacja telewizji, juppifikacja komuterów i militaryzacja kosmosu sugerują, że owe technologie same w sobie nie dostarczają żadnych "stwierdzonych" gwarancji, że ich zastosowanie będzie miało charakter wyzwoleńczy.

Nawet jeśli odrzucimy Nuklearny Holokaust jako jeszcze jedną Spektakularną Dywersję, zaaranżowaną po to, by odwrócić naszą uwagę od prawdziwych problemów, to i tak musimy przyznać że "Wzajemnie Zagwarantowane Zniszczenie" i "Czysta Wojna" celują w tłumienie naszego entuzjazmu wobec pewnych aspektów Przygody High-Tech.
Ontologiczna Anarchia wciąż kocha luddyzm jako taktykę: jeśli dana technologia, nieważne jak godna podziwu in potentia (w przyszłości), jest wykorzstana do ciemiężenia mnie tu i teraz, to powinienem albo posłużyć się bronią sabotażu, albo przejąć środki produkcji (czy wręcz środki komunikacji). Nie ma człowieczeństwa bez techne - ale nie ma techne wartej więcej niż moje człowieczeństwo
Odrzucamy z pogardą bezmyślny anty-technologiczny anarchizm - choć podobno zdarzają się tacy którzy uwielbiają uprawiać role - i odrzucamy też koncepcję Technologicznej Fiksacji. Dla nas wszelkie formy determinizmu wydają się jednakowo jałowe - nie jesteśmy niewolnikami ani naszych genów ani naszych maszyn. "Naturalne" jest to, że coś sobie wyobrażamy i że tworzymy. "Natura nie ma praw - tylko zwyczaje".
Dla nas życie nie nie należy ani do Przeszłości - tej krainy sławnych duchów tulących do piersi swe zaśniedziałe grzebalne dary - ani do Przyszłości, której obywatele, jajogłowi i mutanccy, strzegą jakże zazdrośnie sekretów nieśmiertelności. lotów z prędkością światła, designerskich genów i obumierania Państwa.
Aut nunc aut nihil. Każda chwila ma w sobie coś z wieczności, którą należy spenetrować - a mimo to zatracamy się w wizjach oglądanych oczyma trupów albo w nostalgii za niezrodzonymi doskonałościami.

Osiągnięcia moich przodków i potomków nie są dla mnie niczym więcej jak
pouczającą albo zabawną opowieścią – nigdy nie nazwę ich lepszymi ode mnie, nawet po to by usprawiedliwić własną małość. Drukuję dla siebie licencję na okradanie ich z wszystkiego, czego potrzebuje – z dziedziny psychicznego paleolityzmu albo high-tech – albo, skoro już p tym mowa, z cudownego gruzu samej cywilizacji tajemnic ukrytych mistrzów, przyjemności frywolnego szlachectwa i la vie boheme
La decadence, wbrew Nietschemu, odgrywa w Ontologicznej Anarchii rolę równie ważką jak zdrowie - bierzemy wzajemnie od siebie, co tylko chcemy. Dekadenccy esteci nie wszczynają głupich wojen ani też nie pogrążają swej świadomości w mikrocefalicznej chciwości i resentymencie. Szukają przygody w artystycznej innowacji i nie-zwyczajnej seksualności, a nie w nieszczęściu bliźniego. S.O.A podziwia i gorliwie naśladuje ich lenistwo, ich pogardę dla głupoty normalności, zawłaszczenie arystokratycznej wrażliwości. dla nas te jakości, paradoksalnie, harmonizują z jakościami Starej Epoki Kamienia i jego nadmiarem zdrowia, nieznajomością hierarchii, kultywacją bardziej virtu niż Prawa. Domagamy się dekandecji bez choroby i zdrowia bez nudy!
Dlatego właśnie S.O.A udziela nieograniczonego wsparcia wszelkiej maści tubylczym i plemiennym ludom w ich walce o pełną autonomię - ale również także najdzikszym, najbardziej kosmicznym spekulacjom i żądaniom Futurologów. Paleolityzm przyszłości (która dla nas jako mutantów już, istnieje) na wielką skalę da się osiągnąć jedynie za pośrednictwem masywnej technologii Imaginacji oraz naukowego paradygmatu, który wykracza poza mechanikę Kwantową, sięgając do Teorii Chaosu i halucynacji Fikcji Spekulatywnej.

Jako Wykorzenieni Kosmopolici rościmy sobie prawo do wszelkich uroków przeszłości, Orientu, społeczności plemiennych - wszystko to musi i może być nasze, nawet skarby Imperium: są nasze do podziału. I jednocześnie żądamy technologii, która jest transcendentalna wobec wobec rolnictwa, przemysłu, nawet symultaniczności elektryczności, żądamy hardware'u, który krzyżuje się z wetware-m świadomości, który przyjmuje moc kwarków, cząstek cofających się w czasie, kwazarów i światów równoległych. Skłóceni ideolodzy libertarianizmu zalecają rozmaite utopie każdorazowo zgodne z daną odmianą ich tunelowej wizji poczynając od chłopskiej komuny, a kończąc na Kosmicznym mieście w L-5. Powiemy: Niech rozkwitnie tysiąc kwiatów - mimo że nie mamy ogrodnika, który wyrwałby chwasty i okazy wynaturzone według jakiegoś umoralniającego albo eugenicznego planu. Jedyny prawdziwy konflikt to konflikt między władzą tyrana a władzą zrealizowanego "ja" - wszystko inne jest iluzją, psychologiczną projekcją, niepotrzebnym gadulstwem.

Pod pewnym względem synowie i córki Gai nigdy nie wyszli z paleolitu, pod innym wszystkie udoskonalenia przyszłości już są nasze. Tylko insurekcja może "rozwiązać" ten paradoks - tylko powstanie przeciwko fałszywej świadomości zarówno w nas jak i w innych zmiecie technologię opresji i ubóstwa Spektaklu. W tej bitwie pomalowana maska albo grzechotka szamana mogą się okazać równie ważne jak przejęcie satelity komunikacyjnego albo tajnej sieci komputerowej.
Jedynym kryterium, na podstawie którego oceniamy dowolną broń czy narzędzie, jest jego uroda. Środki już są celem, w pewnym sensie; insurekcja jest przygodą; Stawanie się JEST Byciem. Przeszłość i przyszłość istnieją tylko w nas i dla nas, alfa i omega. Nie ma innych bogów przed nami ani po nas. Jesteśmy wolni w CZASIE i będziemy również wolni w PRZESTRZENI.



Posted in , , |

Thomas Pynchon
Tęcza nad Polską
Rafał Księżyk



Wycie przeszywa niebo na wskroś. Tak brzmi pierwsze zdanie "Tęczy grawitacji". Aura katastrofy, którą ze sobą niesie, utrzymuje się przez całą powieść. Czytelnik zdąży oswoić się z tą niepokojącą tonacją, gdy w finale zorientuje się, iż stoi w tym samym miejscu. Wycie jest odgłosem pikującej Rakiety. Książka kończy się, gdy pocisk spada wprost na czytelnika... Pierwsze polskie tłumaczenie "Tęczy Grawitacji" Thomasa Pynchona wydano w grudniu 2001 roku. "Gazeta Wyborcza" powitała książkę sugestią, iż ukazała się 10 lat za późno. Czemu akurat 10? Najwyraźniej tyle wystarcza, aby móc potraktować powieść - w geście w gruncie rzeczy małodusznie umniejszającym - jako okaz archiwalny. W "Polityce" napisali, iż ten nieudany eksperyment sprawia wrażenie niewartego zachodu bełkotu w "narkotycznym transie". Co już zupełnie nie przystoi gazecie, która szczyci się posiadaniem na pokładzie felietonisty sławnego z wyznań alkoholika. Nic tak nie służy dziełom sztuki jak niedookreśloność i stająca w gardle kontrowersyjność. 30 lat od napisania "Tęcza Grawitacji" pozostaje powieścią o porażającej sile. Gdy ukazała się w 1973 roku, porównywano ją z "Ulissesem" Joyce'a i okrzyknięto arcydziełem postmodernizmu. Równie dobrze wydać się mogła ciągnącą się do kresu nocy boską komedią, jako zapowiedź epoki informacji i jej kontestatorskich taktyk, w latach 80. okazała się Biblią generacji cyberpunk. Eksplorowano ją jako encyklopedię spiskowej teorii dziejów. Jej duch towarzyszył "Z Archiwum X" i "Matrixowi". Dziś, porwać może antyglobalistów z obozu "No Logo", jako przejmująca wizja podboju świata przez wielkie korporacje. Osnową powieści są perypetie Tyrone Slothropa, wywodzącego się z purytańskiego rodu, amerykańskiego oficera, a potem dezertera. Okazuje się, iż jego erekcje pozostają w osobliwym związku z eksplozjami "cudownej broni" Hitlera - rakiet V. Z nadzieją odnalezienia SuperRakiety, Slothrop wędruje po, obejmującej po części i Polskę, Strefie - okupowanych przez aliantów obszarach upadłej Rzeszy. To miejsce bezprawia, płynnych granic, nerwowej wędrówki ludów, gry wywiadów i czarnego rynku. Wizja Pynchona wynurza się z chaosu II wojny światowej, koncentruje się jednak na tym, jak zawiązuje się w nim nowy ład, który doszedł do głosu w latach 50. Spisał ją na przełomie lat 60. i 70. Obrazy bombardowanego Londynu lat 40. natchnione są atomowymi lękami Zimnej Wojny. Odcisnął się też na "Tęczy" współczesny jej wzlot i upadek kontrkultury lat 60. Powieść jest wypadkową wibracji najbardziej przełomowych 30 lat XX wieku - ich historii, przemian obyczajów, nauki, filozofii, sztuki, mitów i... mroków podświadomości.
STRON DO KOŃCA ŚWIATA: WIBRACJE CHAOSU Buuum! l na tym można by poprzestać. Ponoć jednak przed śmiercią staje przed oczami całe życie. Owe 600 stron - gęstej, jakby siliła się na odwleczenie katastrofy - prozy Thomasa Pynchona wzbudza agonalny taniec tworzących cywilizację Zachodu emocji, znaków i idei. Nie ma żadnego posiania, nie ma domu, są tylko miliony ostatnich chwil... nic więcej. Nasze dzieje to suma ostatnich chwil. "Tęcza" jest ekspresją świata, z którego zniknął boski porządek, a rozwój nauki doprowadził do tego, iż jęła głosić niepewność. Duchowość rozprasza się, ucieka w sekciarstwo, perwersję, lęk: przybiera postać paranoi. Codzienny ład organizują ekonomia i technika: określają tempo i funkcjonalność, w którym rozmywają się i mieszają tradycyjne wartości. Wycie, które przeszywa niebo, to przede wszystkim skowyt jednostki udręczonej w tym świecie. Cóż innego, jeśli nie wrzenie emocji, sprawiło, iż powieść wyszła z akademicko-artystowskiego getta i jęła wieść drugi, bujniejszy żywot undergroundowej wyroczni.
Diagnoza, jaką wystawia cywilizacji Zachodu "Tęcza", jest bezlitosna, ale wolna od czczej rozpaczy i łzawego eskapizmu. Życie w Systemie jest jak jazda po bezdrożach autokarem kierowanym przez maniaka gnanego myślą o samobójstwie... choć właściwie facet jest sympatyczny i opowiada dowcipy przez głośniki. Sarkazm jest dobrą próbką tonacji "Tęczy" Z jego grymasów wyłania się męstwo. W bezpośrednim kontakcie "Tęcza" jest również popisem szalonego dowcipu w duchu - ze wszech miar niepoprawnych, jeśli idzie o seks, narkotyki i czarną groteskę - undergroundowych komiksów lat 60. i najwyższych lotów zabawy w literaturę: od maestrii stylu po błyskotliwość parodii i anegdoty. "Tęcza" bombarduje nas, ale nie po to, by paraliżować. Chaos, który wznieca, działa jak pobudzająca szczepionka. Siła ludzkiego wycia urasta bowiem do buntowniczej wibracji. Zrobiliście z tego świata piekło. Pokażę, jak ono wygląda - zdaje się mówić Pynchon. Nic w tym nowego, ale poraża konsekwencja, z jaką "Tęcza" realizuje ten program. Pynchon tworzy wedle reguł świata, w którym żyje. Natchnieniem i metodą są dlań odkrycia chemii i fizyki kwantowej, cybernetyka i teoria informacji. Bezlitosny wymiar katastrofy wynika właśnie stąd, iż znajduje ona uzasadnienie w beznamiętnych regułach nauki. Człowiek w tym świecie ma zostać zaprogramowany jak funkcjonalne kółko maszyny. Pierwiastek ludzkiej indywidualności - nazbyt nieobliczalny, aby dopasował się ściśle do takich reguł - musi wydać się wobec tego czymś szalonym. l Pynchon przemawia głosem szaleńca - "Tęcza" jest dziełem rozwibrowanym paranoiczną podejrzliwością i schizofrenicznym rozszczepieniem. Nie jest to jednak bełkot. Dzięki misternej konstrukcji, Pynchon rozprasza się w swym dziele i przyjmuje wiele punktów widzenia. Pokazuje równocześnie, że od szaleństwa nie są wolni inżynierowie ładu. Ich klęska w wojnie przeciw nieporządkowi wynika z tych samych, naukowych przesłanek, którymi się kierują. Projekt ładu może wydać się zaćmieniem. Żyjemy w nieustającej agonii kolejnych porządków. Entropia - fizyczny proces rozpraszania energii - zostaje wyniesiona przez Pynchona do rangi zasady władającej światem. Cierpimy w dwójnasób - w owym rosnącym na skalę kosmiczną nieuporządkowani i w opresji wojennej dyscypliny, jaką narzuca walcząca z nim cywilizacja. INNE CZĘSTOTLIWOŚCI: WIBRACJE WYKLUCZENIA Znajomość naukowo-technicznych podstaw powojennego nowego ładu - gdzie wiedza = władza - sprawia, że Pynchon może stawać się jego sabotażystą. W jego powieści pełno jest aktów sabotowania i omijania Systemu. Są jeszcze inne częstotliwości, powyżej i poniżej widocznego pasma. Już sama forma "Tęczy" staje w gardle tradycyjnie nastawionemu odbiorcy. Z samych tych względów oswojenie z poetyką komiksu czy muzycznego kolażu ery techno okazuje się wielkim sprzymierzeńcem lektury. Pynchon odrzuca nawyki linearnej narracji. Niczym kwantowy mechanik literatury konstruuje opowieść przelewającą się w wirach i mgławicach. "Tęcza" to powieść - fraktal, gdzie fragment zawiera informację o całości. "Tęcza" opowiada o powojennym i poprzemysłowym świecie, gdzie zbankrutowała racjonalistyczno-humanistyczna tradycja Zachodu, której symbolem jest Logos. Ci, co udają, że nic się nie zmienia, twierdzą, iż straszy ich powieść, by lekceważyć diagnozę, którą stawia. Pynchon nie szuka w sztuce sensu i pewności. Używa jej, aby wypracować taktykę na miarę bezsensu i niepewności świata. Wymiar fraktala mieści się gdzieś pomiędzy 0 i 1 - wymiarami geometrii euklidesowej i wartościami kodu cybernetyki. Podobnie Pynchon, który stara się zajmować pozycje gdzieś pomiędzy sensem i bezsensem, ładem i chaosem, pewnością i niepewnością. "Tęcza" nie podlega ostatecznej, jedynej słusznej interpretacji, a równocześnie domaga się nieustannych indywidualnych interpretacji. Sabotując cybernetyczny ład, Pynchon demonstruje, iż informacja nie wiąże się z sensem. Od szumu odróżnia ją tylko kontekst intencji nadawcy. Informacja oddziałuje raczej siłą perswazji, niż znaczeniem. Każdy racjonalny porządek określa się poprzez wykluczenie. Dopiero na tle szumu, zła, bezsensu wyłania się sens, dobro, znaczenie, W jednym z epizodów "Tęczy" mowa o europejskich kolonistach, którzy dokonują zagłady całego gatunku ptaków dodo. Ptaki wydają się im tak szpetne, jakby "ucieleśniały drwinę z dzieła bożego", są w dodatku nieme - zostają wykluczone ż dzieła Zbawienia.Pynchon nie buduje zatem systemu. Daje czytelnikowi gęsto skompresowane informacje. Nie po to, by szukali w nich sensu, ale by posłużyli się nimi wedle własnej woli. Dryfując w sferze "pomiędzy", stara się przy tym Pynchon wygrywać dla nas to, co inne, nieme, wykluczone. Nie tylko poprzez opis, czy katalogowanie, ale też zmieniając percepcję odbiorcy: Nasilają się zmiany dynamiki. Nieuchwytne skoki głośności, zagęszczanie nut (...) po chwili meloman zaczyna słyszeć pauzy zamiast nut - ucho dostraja się w taki sam sposób, jak oko patrzące na zdjęcie z rozpoznania lotniczego, gdzie leje po bombach wyskakują na plan pierwszy. Ten opis koncertu stanowi doskonałe wprowadzenie w wibrującą prozę Pynchona - pisarza wielce muzykalnego. W jednej z najsłynniejszych scen "Tęczy" (bo jest zaraz na początku) - zduplikowanym w "Trainspotting" nurkowaniu w kiblu, głusi krytycy dostrzegają tylko to, że Murzyni, a wśród nich młody Malcolm X, chcą zgwałcić Slothropa. Tymczasem wpleciony tu został jeden z najpiękniejszych literackich hołdów dla rebelianckiego Czarnego jazzu. W knajpie grają tęskną piosenkę o indiańskiej dziewczynie. Grany kawałek jest jeszcze jednym kłamstwem, ukrywającym zbrodnie białej rasy. Ale co to? Czyżby spisek indiańskich duchów? Pada wieść, że w NYC gra Charlie Parker. "Prorok", który wykorzenia nieskończenie, bez charakteru retuszowany "odurzający kicz" kołysanek z sal koncertowych i fal radiowych. Charlie Parker pokazuje, jak można wykorzystać najwyższe dźwięki akordów do rozbicia linii melodycznej na... litości, co to, kurwa jest karabin maszynowy, czy co człowieku on chyba ma bzika trzydziestodwójki (...). CYBERPLAN: WIBRACJE MOCY najbardziej niezwykłych cech "Tęczy" należy fakt, iż została ona mocno osadzona na gruncie nauk ścisłych i techniki. Z rzadką u pisarzy biegłością Pynchon porusza się po obszarze najnowszej fizyki i chemii. Ich odkrycia pozwoliły rozszczepić materię do tego stop nią, iż można nią swobodnie manipulować. Powstało tworzywo sztuczne - jedna z obsesji "Tęczy" - ostateczny wyraz uzurpowanej władzy człowieka nad światem. Najczęściej pożądaną właściwością było moc - pierwsza z triady cnót Plastyczności: Moc, Wytrzymałość i Biel (...) jakże często brano je za nazistowskie hasła. Ta moc wykorzystana podczas Wojny rozpętała totalny chaos. Nowy ład zimnowojennych lat 50. wyznaczają cybernetyka i powiązana z nią teoria informacji, działające w imię opanowania chaosu, którego nieuniknioną obecność ogłosiła równocześnie fizyka kwantowa. Jedną z inspiracji "Tęczy" była rozprawka "Cybernetyka i społeczeństwo" amerykańskiego matematyka Norberta Wienera. Proklamuje ona doniosłość cybernetyki jako nauki o sprawowaniu kontroli nad maszynami i społeczeństwem. Jak pisze Wiener: Najlepiej jest unikać wszelkich wątpliwych terminów opartych na zasadzie błędnego koła, takich jak "życie", "dusza", "witalizm", a wypowiedzi na temat maszyn ograniczyć do stwierdzenia, że nie ma powodu, dla którego nie miałyby przypominać istot ludzkich w tym, że są wysepkami malejącej entropii w obrębie systemu, w którym entropia ma tendencję do wzrastania. W podobny tonie przemawia jedna z najbardziej odstręczających kreatur "Tęczy", Pointsman - psycholog behawioralny ze szkoły Pawłowa, dla którego psychika ma czysto fizjologiczne podstawy. W "Cybernetyce" układ nerwowy porównany jest do maszyny cyfrowej: można go programować. Stanowiąc nowy ład, inżynierowie społeczni i pawłowiści dążą, by wykluczyć zeń przypadek, charyzmę, marzenia. W imię ochrony przed "szatanem chaosu" Wiener lansuje technokratyczne zarządzanie, gdzie człowiek traktowany jest jak maszyna. Teoria informacji zapowiada jednak kolejną, wzbierającą od środka systemu katastrofę: do sprawnej organizacji ładu potrzeba informacji - nadmiar informacji zmienia się w chaos. Relacja pomiędzy chaosem a ładem traci swą jednoznaczność. Pynchon przypomina o tym na każdym kroku: To, co wydaje się destrukcją jest w istocie kształtowaniem przestrzeni torowisk do innych potrzeb (...) Dla ludzi obdarzonych szczególnym słuchem muzycznym dysonans jest wyższą formą konsonansu. Na moim, zdobytym w antykwariacie, polskim egzemplarzu "Cybernetyki i społeczeństwa z 1961 roku (wyd. II, 10 000 egz.) widnieje zdecydowany podpis: "To moje!!!". A właściciel podpisał się jako generał brygady Wojska Polskiego. Ja, dla potomności podkreśliłem ołówkiem taki pasus: Fakt, że nie potrafimy przetelegrafować struktury człowieka z jednego miejsca do innego, wydaje się wynikiem trudności technicznych, a zwłaszcza zachowania żywego organizmu w czasie fok radykalnej jego rekonstrukcji. Sama koncepcja jest w wysokim stopniu do przyjęcia. Psychotyczny prorok i generał? Pynchon lubuje się w wynajdywaniu - jakże licznych - przypadków tego rodzaju flirtów. W "Tęczy" przywołuje całą paradę reżyserów wyobraźni, wynalazców i społecznych inżynierów. Bierze ich idee i bawi się w badanie wynikających z nich konsekwencji. l w tym procesie kryje się entropia. Następstwa owych odkryć i zamysłów ulegają degeneracji - nauka zanurza się w przestrzeń mitu i przesiąka perswazyjną ideologią. Szczególnie frapuje autentyczna postać Wernhera von Brauna, który konstruował rakietową broń dla Hitlera, a potem stał się pionierem amerykańskiego programu kosmicznego i gwiazdą familijnych programów popularnonaukowych produkowanych przez koncern Disneya. KATALOG PERWERSJI: WIBRACJE KONTROLI"font-size:small;"> Entropia to ówczesna obsesja Pynchona. Jej rozpraszające działanie dostrzega Pynchon - z iście paranoicznym zacięciem - także w kulturze, na rynku, w psychice. Obserwuje społeczeństwo pełne stygnących układów zamkniętych. Jego symbolem jest paranoja - dzięki niej jednostka stawia siebie w centrum wydarzeń - choćby za cenę brnięcia w chorobliwe urojenie i alienację: Jak widać, paranoja może być u Pynchona najbardziej zwięzłym podsumowaniem losów całego gatunku ludzkiego. Paranoik postrzega świat jako arenę zorganizowanego przeciw niemu spisku. I chociaż Pynchon nie omieszkał nadać swej powieści paranoicznej atmosfery, szaleństwo jego bohaterów znajduje podstawy w ich losach. Oto Tyrone Slothrop - arcyparanoik, w dzieciństwie poddawany był deprogramującym eksperymentom inżynierów-pawłowistów. "Tęcza" to najlepsza - encyklopedyczna wręcz - powieść o kontroli i ujarzmianiu jednostek we współczesnym społeczeństwie. Patrząc przez wyniesiony z mechaniki kwantowej pryzmat mikroświata, Pynchon kataloguje praktyki mikrowładzy. O mikrowładzach pisał Foucault, twierdząc, że nowoczesna władza "zewsząd się wyłania" jako sieć rozproszonych dyscyplinujących technik. Najgłośniejszym z licznych skandali wokół "Tęczy" było cofnięcie przyznanej książce nagrody Pulitzera. Tłumaczono to jej "niezrozumiałością i obscenicznością". W rzeczy samej, znaleźć można w "Tęczy", podany z fetyszystycznym przepychem, katalog dewiacji seksualnych. Konsumpcja gówna, którego wszędzie tu pełno, orgie sado-maso, akty pedofilii i wszelkiego molestowania. Sięga to niekiedy czarnej groteski. Nade wszystko jednak, ta wywichnięta, pełna agresji seksualność stanowi tu - jakby wylewające się z podświadomości - odbicie przemocy, której doświadcza jednostka w społeczeństwie. Katalog ów przeplata się z drugim, nie mniej perwersyjnym, przynoszącym opisy tresury i ujarzmienia, czy po prostu "prania mózgu", które wnoszą: armia, klinika medyczna, instytuty naukowe, kultura masowa i rynek. Wśród owych opresji znajdujemy: biurokratyczną obsesję klasyfikowania i statystyk, wszelkie techniki masowej perswazji i propagandy, modyfikujące człowieka teorie naukowe i kliniczne praktyki. Czyż skalpel i sonda nie są równie ozdobnymi i eleganckimi przedłużeniami penisa, jak bicz i laska? Zaprawiony w strukturalizmie i semiotyce, Pynchon śledzi również, jak władza i kontrola oddziałują poprzez system znaków i symboli. Wymowna jest tu opowieść o Nowym Alfabecie Tureckim, który ma zostać wprowadzony w azjatyckiej części nowo powstałego Związku Radzieckiego. Dywersyjna zmiana czcionki w maszynie do pisania wywołuje zamieszki. I tak magia znana szamanom na równinach od zarania dziejów, zaczyna teraz funkcjonować w trybie politycznym. Programowanie świata, ukierunkowana na określone cele ingerencja w jego poszczególne struktury jest u Pynchona zestawiana z ezoterycznymi tradycjami magii, alchemii i kabały. Geniusze nauk ścisłych, wywiadowcy-manipulatorzy, szefowie korporacyjnych zarządów i wywrotowi agenci informacji miewają mistyczne wglądy, usiłują kontaktować się w światach astralnych z "biurokracją po drugiej stronie". W "Tęczy" pełno jest nawiązań do archetypowych symboli i motywów czerpanych z kręgu mitów, religii i kultury. Pynchon eksploruje przede wszystkim mitologię grecką i germańską oraz mistykę żydowskiej Kabały i purytański system moralny amerykańskich protestantów. Wiele miejsca poświęca artystycznym ideologiom "niemieckiego ducha": od Beethovena, poprzez Rilkego i Hessego na ekspresjonistycznym kinie kończąc. Ich znaki zestawia z krzykliwą współczesną mitologią kultury masowej: ikonami pop, komiksami, szlagierami. W aurze karnawałowej maskarady owe mityczne motywy o podświadomej sile i uświęcone tradycją znaki poddane zostają drapieżnej parodii. Bajka o Jasiu i Małgosi służy za scenariusz sado-masochistycznej orgii. Zamieszanie wokół szansonisty-idola, Franka Sinatry przyrównane jest do upadłych dionizejów. W świecie znaków i symboli tworzących system kultury Zachodu również zachodzą rozpraszające procesy płynności i wymieszania. Pynchon zaciekle tropi jałowy eskapizm i perswazyjne ideologie, jakie przenikają wzloty ducha i wyobraźni. Tak zaciekle, jakby egzorcyzmował swe własne demony. TOTALNY KONCERN: WIBRACJE PRODUKTYWNOŚCI. Dla dzisiejszych antyglobalistów "Tęcza" okaże się niedoścignioną wizją totalnego koncernu. Opisując "megakartet" IG Farben, daje Pynchon popisowe wydanie spiskowej teorii dziejów. Z paranoicznych oparów wynurza się jednak przenikliwe studium polityki korporacji, która konsekwentnie wciela w praktykę techniki cybernetycznego zarządzania. Wypada tu przywołać drugie dzieło z epoki, które wywarło wpływ na "Tęczę" - wydaną w 1947 roku pracę Richarda Sasuly "IG Farben". Autor przedstawia tam dzieje niemieckiego koncernu chemicznego IG Farben, który wsparł nazistów i jeszcze po dojściu do władzy Hitlera kooperował z amerykańskimi biznesmenami. W wizji Pynchona pączkujący o międzynarodowe filie IG Farben tworzy totalną strukturę, pilniejszą niż narodowe państwa - temat eksploatowany potem przez cyberpunk. Pojawia się sugestia, iż polityka jest spektaklem, za którym kryje się wojna toczona pod dyktando potrzeb techniki. Potęga koncernu zbiega się z ideą Rakiety: sztuczne tworzywa produkowane przez IG mają zastosowanie przy jej budowie. Jedną z macek megakartelu jest Sandoz: szwajcarska firma medyczna, gdzie wysyntetyzowano LSD. Samo IG produkuje narkotyk, onirynę. W jej laboratoriach trwa poszukiwanie środka, który usuwałby ból, nie powodując uzależnienia. Kryje się za tym pasja, by "kontrolować uzależnienie". Spełnia ją "nowy narkotyk", istniejący tytko w filmie: po jego zażyciu człowiek traci zdolność przekazywania swych odczuć - nikt nie wie skąd wzięć towar - "narkotyk znajduje człowieka, a nie odwrotnie". Jeden z geniuszy badań rynkowych bryluje tu tezą, iż "konsumenci potrzebują poczucia grzechu". Z drugiej strony Pynchon wspomina o "zimnym pragmatyzmie" realnej polityki Imperium Brytyjskiego, pod którego egidą na linii Indie - Chiny kwitł handel opium. Ucieleśnieniem IG jest jeden z jej głównych technologów - chemik, pawłowista i cybernetyk - Laszlo Jamf - postać o "bezbarwnej, plastikowej wszechobecności". To ten sam, który podczas klinicznych badań torturował małego Slothropa. Kieruje nim tęsknota wyjścia poza życie, w stronę nieograniczoności. Eksperymentując z uszkodzonymi pierścieniami molekuł, Jamf tworzy mutację oniryny - narkotyk, który produkuje paranoję. Związki rynku i narkotyków są w "Tęczy" wielopłaszczyznowe - łączy je to, iż prowokują płynność i wymieszanie. W anegdocie o katastrofie na niemieckim rynku kokainy mowa o tym, jak nie sposób zdobyć nadmanganianu potasu, który jest "kamieniem probierczym" pozwalającym odróżnić narkotyk od białego proszku. Nadmanganian zużywany jest przez przemysł zbrojeniowy. Gdy go zabrakło wszystko, co wyglądało podobnie, stało się więcej warte, niż sama kokaina - nic nie było już rzeczywiste. Takiego "kamienia probierczego", miary brakuje całemu światu "Tęczy", którym rządzi destrukcyjne pomieszanie, jest ono jednak równocześnie podstawą funkcjonowania rynku, który sam się stwarzał, od wewnątrz, stwarzał własną logikę, rozpęd styl. Znajdujemy tu echa myśli Simmla, wedle którego moc elastyczności i wymienialności pieniądza rozproszyła metafizyczny fundament kultury Zachodu. Nowoczesny koncern jest maszyną doskonale przystosowaną do tych warunków firmą bez fabrycznej ojczyzny, bez konkretnego oblicza i tradycji. Rynek, inżynieria społeczna, technika stwarzają podstawy nowego ładu, który przyrównany jest do złowrogiego Imperium. To System, w którym nie ma miejsca dla marzycieli i charyzmatyków. Jego porządek określa mechaniczny determinizm, pragmatyzm, a nade wszystko: Branie bez dawania, postulał, by "produktywność" i "dochody" zwyżkowały z upływem czasu; System odbiera reszcie Świata ogromne ilości energii, żeby jego mały desperacki wycinek wykazywał stały przyrost. Brak miary i miara pozostają w równie płynnej relacji, jak ład i chaos, ludzka miara -powoływana na drodze wykluczania tego, co inne - narzuca bowiem nierównowagę rozpraszającą ład, którego ma strzec. To zakwestionowanie oczywistości gry przeciwieństw znajduje podsumowanie w przenikającym całą powieść wątku poszukiwania SuperRakiety. Okazuje się - cóż za absurd - że w sercu upadłej Rzeszy krąży, skuteczniejsze niż dywizje SS, Schwarzkommando. Oddział czarnoskórych Herrerów, którzy przywiezieni zostali z niemieckich kolonii w Afryce, a teraz przygotowują się do odpalenia SuperRakiety! Czym jest Rakieta u Pynchona? Czym tylko kto zechce. Powieść, która od pierwszego zdania zawisa groźnie nad czytelnikiem, by w końcu nań spaść, jest przecież Rakietą. Powieść jako rakieta? A czemu nie. Analizując prozę Marcela Prousta, Gilles Deleuze sformułował teorię powieści-maszyny: Logosowi, którego sens należy odkryć we wszystkim, do czego należy, przeciwstawia się antylogos, maszya i maszyneria, której sens (wszystko czego zapragniecie) zależy wyłącznie od funkcjonowania, to zaś od oderwanych kawałków. Dzieło sztuki nowoczesnej nie stwarza problemu sensu, lecz wyłącznie problem użytkowania. To rytuał podjęty w powadze, choć z ryzykiem, iż okaże się pustym gestem? Wybujała sublimacja dandyzmu? Operacja niczym z magii chaosu (Kiedy podejmuje się pewne działania, pewne sprawy się zdarzają)? Deleuze zdaje się iść dalej. Dopiero, gdy znacząca treść lub idealne znacznie ustępują miejsca wielorakości fragmentów i chaosowi, a formy subiektywne chaotycznej i wielorakiej bezosobowości, dzieło sztuki nabiera właściwego sensu, to znaczy wszystkich sensów, których spodziewać się można po jego funkcjonowaniu. Z owych rozważań wywodzą się idee, które uczyniły z Deleuze'a guru generacji cyberpunk i awangardy techno. Proklamując wolną od hierarchii strukturę kłącza i wojenne strategie nomadów, jął wzywać Deleuze do tworzenia "nowych maszynerii" produkujących sensy. Odnieść to można także do "Tęczy" - rakietowej maszyny literackiej epoki mechaniki kwantowej i informacji. Taka konstrukcja pozwala Pynchonowi na skuteczną nawigację pomiędzy ruinami dawnych oczywistości i na ostateczną konsekwencję. W finale powieść, wraz z czytelnikiem, zostaje rozproszona w eksplozji. Wcześniej rozprasza się także jej główny bohater. Pynchon wymazuje dzieło, tak jak swą tożsamość. Pisarz maniakalnie dba o anonimowość. W swej kolejnej powieści, wydanym w 17(!) lat po "Tęczy", "Vineland" składa swoisty hołd francuskiemu filozofowi. Mowa tam o The Vomitores, heavymetalowej grupie, która na włoskim weselu wykonuje kawałki z "Italian Wedding Fake Book" - dzieła autorstwa Gillesa Deleuze'a i Felixa Gauttari'ego. W rzeczywistości duet Deleuze-Gauttari stworzył cykl "Kapitalizm i schizofrenia". Głosili tam, iż Wałęsający się schizofrenik jest na pewno lepszym wzorem, niż rozciągnięty na kozetce neurotyk. Ich wyzwolony ze społecznych stłumień Schizo opisany został równocześnie z pynchonowskim paranoikiem. Dzieło sztuki okazuje się po prostu maszyną, która organizuje chaos, nie tworząc równocześnie systemu, który uzurpowałby pretensje do sensu i całości. Rozdartego świata nie można scalić. Machina Pynchona nawiguje po nim, czerpiąc napęd z iskrzeń na jego przetartych szwach, z wirów ziejących w jego szczelinach, ze złuszczeń żrących oficjalne fasady. Swą funkcjonalność opiera na ich płynnych i nieokreślonych relacjach. Nie przekonuje i nie ustanawia, a raczej dryfuje na fali budzonej przez rozchwiania rzeczy zdawałoby się ustalonych. Czyżby miało to być naszą kondycją, przed którą nie ma ucieczki? Jak w takim razie można użytkować tę powieść? Może posłużyć jako rodzaj nauki jazdy w warunkach nieufności, niepewności i nadmiaru? Pynchon stara się sprostać tęsknocie by uporać się z nieprzystającymi do siebie kawałkami świata, a równocześnie demaskując wszelkie mity całości, mierzy się z rozczarowaniem wobec bankrutujących idei. Lot jego Rakiety napędzanej tymi niepokojami, niezależnie od finału, jest imponujący. l prawdziwie wznosi. Najlepiej budować własną Rakietę. Choćby miał to być wehikuł wyobraźni. Ważne, by funkcjonował, wynosząc w swym ruchu Wasze sensy. Cytaty T. Pynchon "Tęcza Grawitacji" tłum. Roberta Sudół G. Deleuze "Proust i znaki" tłum. Michał Paweł Markowskij N. Wiener "Cybernetyka a społeczeństwo" tłum. Olgierd Wojtasiewicz

Posted in , , |

Pokłosie lat 60
Timothy Leary




W dzisiejszych czasach każda dekada stanowi zapis długowiecznej ogólnoludzkiej dyskusji. Kultura lat 60-tych wyryła mniejsze lub większe piętno na każdym Amerykaninie. Tak się składa, że sam byłem bardzo zaangażowany w tamtejsze zmiany społeczne jako członek drobnej grupki chłonnych nowości intelektualistów, pragnących otrzymywać, wchłaniać i przekazywać wyłaniające się sygnały kulturowe.
Znaczenie tej eksplozywnej dekady zweryfikuje jeszcze historia w świetle ciągłego rozwoju. Jasne jest, że ci, którzy w niej uczestniczyli, wciąż będą przekazywać swoje wersje tego, co się wydarzyło i przepowiadać to, co ma nadejść.
W styczniu 1960 roku przyjąłem zaproszenie z Harvard University, by promować tam nowy program o nazwie Zmiana Behawioralna. Byłem przekonany, że choroby umysłowe można wyleczyć; że drastyczne ograniczenia ludzkich funkcji intelektualnych i emocjonalnych są spowodowane skostniałymi stanami umysłu, statycznie naznaczonymi i uwarunkowanymi obwodami nerwowymi, tworzącymi i podtrzymującymi sztuczne stany postrzeganej rzeczywistości.
Wierzyłem, że system nerwowy może być bio-chemiczno-elektryczną siecią, posiadającą zdolność otrzymywania i tworzenia zmiennych serii przystosowawczych rzeczywistości, jeśli się tylko znajdzie chemiczny klucz do zmieniania świadomości i dostosuje go do odpowiedniej teorii. Dość powiedzieć, iż myślałem, że człowiek nie wie jaki pożytek może zrobić ze swojej głowy oraz że statyczny, pełen uwarunkowań obwód nerwowy, znany jako normalny umysł, jest w istocie źródłem niewoli, a zadaniem psychologów-neurologów jest odkrycie neurochemikaliów zmieniających umysł. Można by było wprowadzać w ten sposób nowe kody nowych rzeczywistości. Początkowe doświadczenia na Harvardzie sugerowały, że LSD może być takim środkiem.
Na początku lat 60-tych sprawdziliśmy te hipotezy, przeprowadzając doświadczenia z LSD na kilkusetosobowej próbie, przyjmując następujące założenia: nastawienie, czy też oczekiwanie, miało dotyczyć filozoficznych poszukiwań i odkryć; otoczenie było bezpieczne i odpowiedzialne. Nie odnotowaliśmy ani jednego przypadku "złego tripu". Nasze obiekty doświadczenia przeżywały stany meta-umysłu i kontemplacji osobistych i społecznych następstw tych nowych sygnałów.
Wyniki tych psychedelicznych doświadczeń doprowadziły nas do konkluzji, że organiczne neurochemikalia mogą być stosowane do badań nad systemem nerwowym, do wyzwalania mózgu z ograniczeń umysłu, do uczenia istot ludzkich rozwijania nowych systemów nerwowych (nowych umysłów) w celu recepcji, integracji i transmisji.
Skutki tych konkluzji dla ludzkiej wolności były daleko idące. Wyznaczono nową naukę. Zaproponowałem termin "Neurologika": nauka o poznaniu i kontroli systemu nerwowego. Co istotniejsze, wyłoniła się nowa mityczna koncepcja natury ludzkiej. Zaczęto postrzegać człowieka jako posiadającego wiele "umysłów" (definiowanych jako obwody nerwowe), które ewoluują w trakcie osobistego rozwoju i mogą być dowolnie dostrajane do wielu zewnętrznych obwodów elektrycznych otaczających współczesnego człowieka.
W latach 1960-63 sprawdziliśmy te teorie podczas psychedelicznej psychoterapii więziennych rehabilitantów, zmierzającej do zmian osobowościowych. Hipotezy się potwierdziły. Ilość osób powracających do więzień zmniejszyła się o 95%. Był to wielki sukces. Nasi pacjenci podzielali nasz entuzjazm, czego nie dało się powiedzieć o naszych pracodawcach. Byliśmy wystarczająco naiwni, by dziwić się, że administracja więzienna nie pragnie eliminować patologii, którymi administruje.
Trzykrotnie oferowano mi godności na Harvardzie pod warunkiem, że porzucę doświadczenia z psychedelikami. Nie kusiło mnie to. Weszliśmy do mitycznej krainy nadziei i ryzyka, licząc na to, że ludzkość może osiągnąć wyższą mądrość. Przypominało to gnostycką, hermetyczną, neoplatońską, alchemiczną, faustowską wiarę w jednostkę jako mikrokosmos; wizję wielo-ośrodkowego wszechświatu nadającego życie indywidualnej egzystencji, nieustannie powracającą na przekór Inkwizycji i wciąż wyśmiewaną przez współczesne wersje ostudzonego stoicyzmu.
Było nas trzydziestu dyplomowanych studentów, młodych wykładowców i teologów, wierzących że nadchodzi czas dla dalekosiężnych wizji wynikających z potrzeby nowej, empirycznej metafizyki. Czytaliśmy z naszych serc, że stare mechanistyczne mity zmarły w Hiroszimie i że nadszedł kres przeszłości, a politycy nie mogą wypełnić duchowej próżni.
Nasza propozycją był "odlot" - naukowy, esperymentalno-neurologiczny. Zważywszy na to, że przednaukowe filozofie orientalne i ich zachodnie mistyczne odgałęzienia mówią niejasno o boskości zawartej w każdej osobie, postanowiliśmy operacjonalnie zredefiniować stare nauki i oferować eksperymentalny neoplatonizm. Twój mózg jest centrum twojego wszechświata. Staraj się odczytać podstawowy tekst w twoim systemie nerwowym. Ucz się, który z siedmiu rodzajów jogi narkotycznej działa na który obwód twojego systemu nerwowego; ucz się ustawiać, nakręcać i dostrajać swoją przestrzeń czasową. Potem zaś przyjmij pełną odpowiedzialność za realia, które wybrałeś.
Podłożem dla tej nowej metafizyki było przekonanie, że zaawansowanie współczesnej nauki czyni teraz możliwym rozwój zrozumienia systemu nerwowego, jego ewolucji zarówno jednostkowej jak i gatunkowej oraz wpływu chemicznych i elektronicznych pomocników na poszerzanie jego funkcji. Takie nowe zrozumienie pochodzenia i zastosowania świadomości prowadzi nas ku prawdzie naukowej filozofii samoodpowiedzialnej natury ludzkiej.
W 1960 roku każda inteligentna osoba znała następujące naukowe koncepcje, które z pewnością wpłynęły by na starożytnych filozofów, gdyby je tylko znali:
  • Równanie Einsteina dotyczące względności i kowariancji czasoprzestrzeni;
  • System nerwowy jako biokomputer stworzony z uporządkowanych ośrodków pośredniczących w odbiorze, przechowywaniu, analizie i transmisji przekazów;
  • Elementarna teoria komputerowa;
  • Technologia elektryczna i elektroniczna, umożliwiająca selektywność częstości, intensywność i czystość sygnałów;
  • Kod DNA jako źródło instrukcji dla konstruowania, utrzymywania i rozwijania tak ciała, jak i systemu nerwowego.
Posiadając te naukowe koncepcje i LSD jako klucz do ich realizacji, rozpoczęliśmy pisać i mówić publicznie o możliwościach nowej filozofii, nowej indywidualnej teologii naukowej.
W tym czasie (1963 rok) opuściłem Harvard, porzucając rolę zwykłego akademickiego naukowca i stałem się, nie wiedząc o tym, szamanem. Towarzyszyły temu powolne, nieśmiałe poszukiwania, nie pozbawione świadomego humoru. Na samym początku badania nad historią religii ujawniły, że rośliny psychedeliczne stosowane były wśród wielkich filozofii kultur przeszłości - Egiptu, Persji, Indii, Chin i Grecji - jako inicjacja w wiek dorosły, wejście na ścieżkę duchową oraz trening szamanów, proroków i specjalnych kapłanów, którzy odgrywali jawne i niezbędne , ceremonialne role publiczne. W tym właśnie czasie rozpocząłem osobistą praktykę hinduskiej Vedanty, buddyjskiej Tantry i technik taoistycznych, ażeby zrozumieć przepływ rozmaitych energii. Doszło również do "obowiązkowej pielgrzymki" do Indii.
W 1963 roku założyliśmy ośrodki treningów poszerzania świadomości, pismo naukowe i rozpoczęliśmy serię wykładów na temat naszych odkryć w tej dziedzinie. Zajmowaliśmy się w szczególności rozwojem neurologicznego języka werbalnych, jak i co istotniejsze, elektrycznych i elektronicznych środków komunikacji w rozszerzonej skali świadomości.
Nasza fundacja w Millbrook odwiedzana była przez muzyków, techników dźwięku, malarzy i specjalistów od świateł. Nowe style sztuki, które rozwinęliśmy (oparte na zdolnościach systemu nerwowego odbierania, syntetyzowania i transmitowania przyspieszonych, skondensowanych, multimedialnych przedstawień) zostały przejęte przez film i komercyjną telewizję.
Nasza praca zaczęła przynosić sukcesy. Miliony Amerykanów mniej lub bardziej zaakceptowały "filozofię głowy", wiarę że Ego i "Rzeczywistość Społeczna" są tylko fikcjami nerwowymi, zlepkami synaptycznych połączeń, mimowolnymi paranojami. Charakteryzował tą filozoficzną rewolucję tzw. neo-radykalny nominalizm, niewidoczne odejście od społecznych konwencji i lęków przez nie wytworzonych. Powszechne odrzucenie polityki, wojny, przemocy, służby wojskowej, rasizmu (białego i czarnego), karierowiczostwa, hipokryzji erotycznej, seksizmu, panującej religii, szowinistycznego traktowania mody, postawy i sztuki. Odrzucenie także pompatyczności umysł, również swojego oraz banalności samej filozofii hippisowskiej. Sygnał nadziei i wolności posłany został w świat. Usłyszeli go poeci w sowieckich więzieniach. I młodzi ludzie wszędzie.
Fala powrotna tego nowego przekazu nieuchronnie rozpoczęła się w 1966 roku, kiedy to Kongres rozpoczął batalię o kryminalizację LSD i tym podobnych narkotyków. Stanąłem w tym roku przed dwiema komisjami senackimi, dowodząc że leki zmieniające świadomość powinny być dysponowane przez lekarzy pod nadzorem federalnych i państwowych agencji zdrowia. Ostrzegałem, że jeśli kontrolę narkotyków odda się administracji prawnej, rezultatem będzie czarny rynek niesamowicie sprawniejszy niż podczas alkoholowej prohibicji i rozwój policyjno-państwowej biurokracji. A kto by tego tak naprawdę chciał?
Pozycja, jaką wtedy zajmowałem, była niewątpliwie radykalna i odosobniona. W istocie, podczas rządów Johnsona rozpętała się niezła batalia na ten temat. Naukowcy i lekarze dowodzili, że narkotyki powinny być dysponowane przez Departament Zdrowia, Oświaty i Opieki Społecznej, zaś słudzy prawa, i porządku opowiadali się za Departamentem Sprawiedliwości. Historia wykazała, że wielką katastrofą czasów Johnsona było skierowanie kontroli narkotyków w ręce policji. Zdelegalizowano LSD, a naukowcy prowadzący badania nad narkotykami postanowili to robić na własną rękę. Ogłoszono jeszcze jedną wojnę przeciwko herezji.
W latach tych hasło "nowej świadomości" było nierozłączne z pokojem, wyzwoleniem seksualnym, reformą edukacji, zrównaniem rasowym, ekologią i "końcem wyzysku". Myślę, że polityczna manifestacja była nieuchronna. Tak więc włączyłem się do obwodu. Mówiliśmy o pokoju, miłości i wyzwoleniu głowy.
Opowiadałem się nie za narkotykami, lecz za racjonalnym, filozoficznym, naukowym ich zrozumieniem. Był to czas publicznej i sądowej debaty. W amerykańskiej tradycji mile było widziane bronienie swoich przekonań. Każda decyzja sądowa i głosowanie świadczyły o budzeniu się "nowej świadomości". Ludzie spoglądali sobie w oczy i śmiali się wiedząc, że coś nowego dzieje się w ich głowach. Świat nasłuchiwał. Przekazy dochodziły do nas z rosyjskiego i brazylijskiego podziemia. Rewolucja lat 60-tych była neurologiczna.
Pojawienie się nowej filozofii zdarza się rzadko na rozdrożach historii. Zmiany polityczne, społeczne i ekonomiczne następują po zmianach w koncepcji natury ludzkiej. Rewolucja świadomości lat 60-tych oddaliła każdego od instytucji i zasad moralnych na których to społeczeństwo było budowane. Systematyczne kwestionowanie ortodoksji nieuchronnie doprowadziło do kontrreformacji Nixona, próby przywrócenia starego porządku przy pomocy policyjnej władzy. Ale historia Inkwizycji uczy nas, że nie da się przeforsować filozoficzno-kulturowych treści bez posądzeń o herezję, ataków prawa, prowokacyjno-szpiegowskich prześladowań i represji ze strony tajnej policji...
Następną klasyczną reakcją wobec upadku autorytetów jest egzystencjalna samotność. Kiedy już przyjąłeś, że twój system nerwowy tworzy twoją rzeczywistość, gdzie miałbyś szukać swoich przewodników. Odrębność, indywidualizm i utopijny optymizm lat 60-tych został zniszczony przez gwałtowną reakcję. Filozoficzną próżnię tymczasowo wypełniły renesans starych dogmatów przyłożonych do nowych energii: doświadczalne chrześcijaństwo, zhomogenizowany buddyzm, telewizyjny hinduizm. Te pesymistyczne, nostalgiczne wiary służyły przemianie, zdołowaniu i upupieniu eksplozywnej ekspansji ostatniej dekady. Odlotowcy-Jezusowcy to długowłose czerwone kołnierzyki. Maharishi jest agentem CIA. Można by dalej mnożyć.
Wierzę, że nowa filozofia zostanie stworzone przez tych, którzy narodzili się po Hiroszimie, która dramatycznie zmieniła kondycję ludzką. Powinna się składać z następujących elementów:
  1. Być naukową w treści i fantastyczno-naukową w formie;
  2. Opierać się na poszerzeniu świadomości, zrozumieniu swojego systemu nerwowego, co pozwoli osiągnąć intelektualną skuteczność i emocjonalną równowagę;
  3. W polityce kłaść nacisk na indywidualizm, decentralizację władzy, tolerancję różnic zgodnie z zasadą "żyj i daj żyć innym", działanie lokalne i "myślenie o swoim interesie";
  4. Kontynuować trend ku otwartej seksualnej ekspresji, przy realistycznym dostrzeganiu równouprawnienia i zróżnicowania płci. Religijnym symbolem mitycznym nie będzie mężczyzna na krzyżu, lecz para męsko-damska złączona w komunii wyższej miłości;
  5. Poszukiwać objawienia i Wyższej Inteligencji nie w formalnych rytuałach adresowanych do antropomorficznego bóstwa, lecz w procesach naturalnych, systemie nerwowym, kodzie genetycznym, nie omieszkając prób komunikacji kosmicznej;
  6. Zawierać praktyczne, techniczne procedury neurologiczno-psychologiczne dla zrozumienia i posługiwania się wiadomościami o nieśmiertelnej harmonii ukrytymi w procesie umierania;
  7. Być nacechowana hedonistycznymi, estetycznymi, nieustraszonymi, optymistycznymi i miłosnymi uczuciami.
Doświadczamy teraz cichego okresu przygotowawczego. Każdy wie, że coś ma się zdarzyć. Nasiona lat 60-tych wypuściły korzenie. Niedługo mają zakwitnąć.

Tłumaczenie: Dariusz Misiuna




Wydawinictwo Okultura





Posted in |

Asasyni
Hakim Bey

Fragment książki Poetycki Terroryzm




Nocą Hassan-ibn Sabbah niczym ucywilizowany wilk w turbanie wychyla się przez parapet i ponad ogrodem patrzy groźnie w niebo, zapamiętując konstelacje herezji w bezmyślnym, chłodnym powietrzu pustyni. To prawda: ten mit niektórym ambitnym uczniom wyda rozkaz rzucenia się z muru obronnego w samo serce czarnej otchłani – ale jest też prawdą, że kilku nauczy się latać niczym czarnoksiężnicy.
W umyśle pozostaje symbol Alamout, mandala albo magiczny krąg utracony wprawdzie dla historii, ale za to osadzony, wręcz wytrawiony w świadomości. Starzec niczym duch wnika do namiotów królów i sypialń teologów, pokonując wszystkie zamki i strażników za pomącą zapomnianych technik Islamu/nindża: zostawia za sobą złe sny, sztylety na poduszkach[1], sążniste łapówki.
Wonny olejek jego propagandy wsącza się w przestępcze marzenia o ontologicznym anarchiźmie, heraldyka naszych obsesji demonstruje świetliście-czarne, wyjęte spod prawa sztandary Asasynów… pretendentów do tronu Wyimaginowanego Egiptu, okultystycznego przestrzenno świetlnego continuum trawionego przez jeszcze-nie-wymyślone swobody


Przekład: Jan Karłowski

[1] Zwykłe ryzyko znalezienia się na ezo-terrorystycznej czarnej liście było dla większości ludzi wystarczającym powodem ażeby odstąpić od działań przeciwko znienawidzonym heretykom. Jeden teolog był najpierw straszony nożem (który pozostawiono mu na poduszce kiedy spał), potem zaś został przekupiony złotem. Kiedy jego uczniowie spytali dlaczego wstrzymał się od potępiania Alamut ze swojego pulpitu, odpowiedział że argumenty Ismailitów były ‘zarówno ważkie, jak i ostre’.
Hakim Bey
Przekład Conradino Beb



Bill Laswell, Hakim Bey – The Assassins







Posted in , , , , |
Obsługiwane przez usługę Blogger.

Popular Posts

Search

Swedish Greys - a WordPress theme from Nordic Themepark. Converted by LiteThemes.com.