Wojna Informacyjna
Hakim Bey


Ludzkość zawsze niewzruszenie inwestowała w każdy schemat, który oferował 
ucieczkę od ciała. I dlaczegóż by nie? Rzeczywistość materialna to taki burdel. 
Niektóre z najwcześniejszych „religijnych” artefaktów, takie jak pogrzeby 
zmarłych pomalowanych ochrą u Neandertalczyków, już sugerują wiarę 
w nieśmiertelność. Wszystkie współczesne (np. post–paleolityczne) religie 
zawierają „Gnostycki ślad” braku zaufania lub nawet skrajnej wrogości wobec 
ciała i „stworzonego” świata. Dzisiejsze plemiona „prymitywne” lub nawet 
chłopscy poganie posiadają wyobrażenie nieśmiertelności i wychodzenia– 
poza–ciało (ek–stazy) bez zbędnego ekshibicjonizmu i skrajnej nienawiści 
skierowanej ku ciału. Gnostycki Ślad akumuluje się sukcesywnie (jak merkury 
zatruty) aż w końcu staje się patologiczny. Gnostycki dualizm egzemplifikuje 
skrajną pozycję tego obrzydzenia poprzez przeniesienie wszelkiej wartości 
z ciała na „ducha”. Ta idea charakteryzuje to, co nazywamy „cywilizacją”. 
Podobną trajektorię można wyśledzić poprzez fenomen „wojny”. Myśliwi/ 
zbieracze praktykowali (i wciąż praktykują, tak jak Indianie Yanomamo1
rodzaj zrytualizowanej walki (pomyślcie o zwyczaju „zaliczania dotknięcia2” 
u Indian Prerii). „Prawdziwa” wojna jest kontynuacją religii i ekonomii (np. 
polityka) innymi środkami i w ten sposób bierze ona swój historyczny początek 
z kapłańskiego wynalazku „niedoboru” w Neolicie i wyłonienia się „kasty 
wojowników”. (Kategorycznie sprzeciwiam się teorii mówiącej, że „wojna” to 
prolongata „polowania”.) ii Wojna Światowa wydaje się być ostatnią „prawdziwą” 
wojną. Hiperrzeczywista wojna zaczyna się w Wietnamie wraz z zaangażo- 
waniem się w nią telewizji i osiąga swój pełen obsceniczności wymiar w czasach 
nam bliskich, podczas „Wojny w Zatoce” z 1991. Wojna hiperrzeczywista nie 
jest już dłużej „ekonomiczna”, nie jest już dłużej „racją stanu”. Rytualna 
Walka jest ochotnicza i nie hierarchiczna (wodzowie wojenni są zawsze 
tymczasowi); prawdziwa wojna jest przymusowa i hierarchiczna; wojna hi- 
perrzeczywista jest wyobrażeniowa i psychologicznie zinterioryzowana („Czysta 
Wojna”). Po pierwsze: zagrożone jest ciało; po drugie: ciało jest poświęcone 
w ofierze; po trzecie: ciało zanika. (Na temat Wojny zob. P. Clastres 
w „Archeologii Przemocy”.) Współczesna nauka także włącza anty–materia- 
listyczne obawy, dialektyczny wynik swojej wojny z Religią — w pewnym 
sensie ona także stała się Religią. Nauka jako wiedza o materialnej rzeczywi- 
stości paradoksalnie dekomponuje jej materialność. Nauka zawsze była ro- 
dzajem kapłaństwa, gałęzią kosmologii oraz ideologią, wytłumaczeniem „jak 
się rzeczy mają”. Dekonstrukcja „rzeczywistości” w post–klasycznej fizyce 
jest odbiciem pustki irrealności, która stwarza „państwo”. Kiedyś wyobrażenie 
Nieba na Ziemi, teraz składające się z niczego więcej, ponad zarządzanie 
wyobrażeniami. Nie jest to dłużej „siła”, ale bezcielesny wzór informacyjny. 
Ale tak jak babilońska kosmologia usprawiedliwiała babilońską władzę, tak 
czyni także „teleologia” we współczesnej nauce, służąc końcom Ostatecznego 
Państwa, państwa post–nuklearnego, „państwa informacyjnego”. Lub też 
służy w taki sposób, żeby Nowy Paradygmat ten telos osiągnął. A „każdy” 
akceptuje aksjomatyczne warunki nowego paradygmatu. Nowy paradygmat 
jest bardzo duchowy. 

Nawet New Age ze swoimi gnostyckimi tendencjami akceptuje Nową 
Naukę i jej zwyżkującą eteralizację jako źródło tekstów–dowodów na swój 
duchowy światopogląd. Medytacja i cybernetyka idą łeb w łeb. Oczywiście 
„państwo informacyjne” w jakiś sposób potrzebuje wsparcia siły policji i aparatu 
więziennictwa, żeby wstrząsnąć Nebuchadnezzarem i zredukować wszystkich 
kapłanów Molocha do paroksyzmów lęku. I „współczesna nauka” wciąż nie 
może się wyzbyć swojego intryganctwa w niezwykle–już–bliskim–sukcesu 
„podboju Natury”. Największym triumfie cywilizacji nad ciałem. 

Ale kto o to dba? To wszystko jest „względne”, nieprawdaż? Przypuszczam, 
że będziemy musieli „ewoluować” poza ciało. Być może jest to możliwe dzięki 
„skokowi kwantowemu”. W międzyczasie rozległa mediacja społeczna, która 
jest realizowana poprzez medialną maszynerię, zwiększa intensywność naszej 
alienacji wobec ciała przez przeniesienie strumienia uwagi bardziej na infor- 
mację, niż na bezpośrednie przeżycie. W tym sensie Media grają rolę religijną 
lub kapłańską, pojawiają się aby oferować nam drogę wyjścia z ciała poprzez 
redefinicję ducha jako informacji. Esencją informacji jest Obraz, sakralny 
i ikoniczny kompleks danych, który uzurpuje sobie pierwszeństwo „material- 
no–cielesnej zasady” jako wehikułu inkarnacji, zastępując go bezcielesną 
ekstazą znajdującą się poza korupcją. Świadomość staje się czymś, co może 
być „ściągnięte”, wydobyte z matrycy zwierzęcości i unieśmiertelnione jako 
informacja. Już nie „duch w maszynie”, ale maszyna–jak–duch, maszyna jak 
Duch Święty, ostateczny mediator, który przetłumaczy nas z naszych będący- 
chwstanielatać korpusów na pleromę Światła. Wirtualna Rzeczywistość jako 
CyberGnoza. Podłącz się, zostaw Matkę Ziemię za sobą na zawsze. Wszystkie cele 
nauki proponują paradygmatyczny uniwersalizm — jak w nauce, tak w społeczeń- 
stwie. Klasyczna fizyka grała rolę akuszerki dla Kapitalizmu,Komunizmu, Faszyzmu 
i innych Nowoczesnych ideologii. 

Post–klasyczna nauka także proponuje zestaw idei, które mają być w za- 
mierzeniu dostosowane społecznie: Względność, Kwantowa „nierzeczywistość”, 
cybernetyka, teoria informacji itd. Z pewnymi wyjątkami, post–klasyczna 
tendencyjność wychodzi naprzeciw jeszcze większej eteralizacji. Niektórzy 
obrońcy np. teorii Czarnej Dziury rozmawiają jak czyści paulińscy teologowie, 
podczas gdy niektórzy z teoretyków informacji zaczynają brzmieć jak wirtualni 
Manichejczycy3. Na poziomie społecznym te paradygmaty stają się glebą dla 
wzrostu retoryki bezcielesności naprawdę wartej pustynnych mnichów z iii 
w. lub xvii wiecznych Purytan z Nowej Anglii — ale są wyrażane w języku 
postindustrialno–postmodernistycznej, radosnej, konsumenckiej aberracji. 
Każda nasza konwersacja jest zainfekowana pewnymi paradygmatycznymi 
przypuszczeniami, które tak naprawdę nie są niczym więcej niż łysymi 
stwierdzeniami, ale które bierzemy za właściwe odzienie czy też podstawę 
Rzeczywistości samej w sobie. Na przykład, odkąd przyjmujemy, że komputery 
reprezentują prawdziwy krok w kierunku „sztucznej inteligencji”, przyjmujemy 
także, iż kupowanie komputera sprawia, że jesteśmy bardziej inteligentni. 
Na swojej własnej działce spotkałem tuziny pisarzy, którzy szczerze wierzyli 
w to, że posiadanie Peceta uczyniło ich lepszymi (nie bardziej „wydajnymi” 
lecz lepszymi) pisarzami. To rozśmieszające — ale to samo wrażenie na temat 
komputerów kiedy zestawimy z budżetem liczącym trylion dolarów wytwarza 
masowo Gwiezdne Wojny, zabójcze roboty itd. (Zob. Manuel de Landa, „Wojna 
w Erze Inteligentnych Maszyn z si w nowoczesnym uzbrojeniu”). Ważną 
część tej retoryki zajmuje koncepcja „ekonomii informacyjnej”. Postindustrialny 
świat ma jakoby teraz dawać początek tej nowej ekonomii. Jeden z najprostszych 
przykładów tej koncepcji można znaleźć w ostatniej książce człowieka, który 
jest Libertarianinem, Biskupem Gnostycznego Kościoła Dualistycznego 
w Kalifornii i wykształconym oraz respektowanym redaktorem magazynu 
o Gnozie: 

„Przemysł poprzedniej fazy cywilizacji (czasem zwanej „niską technolo- 
gią”) był wielkim przemysłem, a wielkość zawsze implikuje monotonię. Nowa, 
wysoka technologia nie jest jednak wielka w ten sam sposób. Podczas gdy 
stara technologia produkowała i dystrybuowała zasoby materialne, nowa 
technologia produkuje i rozprzestrzenia informację. Zasoby urynkowione 
przez nową technologię są mniej powiązane z materią, a bardziej z umysłem. 
Pod impetem wysokiej technologii świat porusza się ciągle od fizycznej 
ekonomii do tego, co można by nazwać „ekonomią metafizyczną”. Żyjemy 
w procesie rozpoznawania, że to raczej świadomość, a nie prosta materia lub 
zasoby fizyczne tworzą bogactwo4.” 

Współczesny neognostycyzm zazwyczaj umniejsza znaczenie starego, 
manichejskiego ataku na ciało na rzecz ostrożniejszej, bardziej „zielonej” 
retoryki. Biskup Hoeller podkreśla na przykład wagę ekologii i środowiska 
(ponieważ nie chcemy „kalać własnego gniazda”, Ziemi) — ale w tym rozdziale 
na temat duchowości Rdzennych Amerykanów, implikuje on, że kult Ziemi 
jest w oczywisty sposób gorszy od czystego, gnostyckiego ducha 
bezcielesności: 

Ale nie możemy zapominać, że gniazdo nie jest tym samym co ptak. 
Egzoteryczne i ezoteryczne tradycje deklarują, że ziemia nie jest jedynym 
domem istot ludzkich, że nie wyrastamy jak chwasty na łące. Podczas gdy 
nasze ciała rzeczywiście mogą pochodzić z tej ziemi, nasza esencja nie. Aby 
myśleć inaczej musielibyśmy stanąć poza wszystkimi znanymi tradycjami 
duchowymi i oddzielić się od mądrości wszystkich mędrców i mistrzów 
wszystkich er. Pomimo, że mądrzy na swój własny sposób, Rdzenni Amery- 
kanie mają słaby związek z duchowym dziedzictwem5.” 

Wyrażając się w takich terminach, (ciało = „dzikość”), nienawiść i pogarda 
Bishopa dla ciała rozświetla każdą stronę jego książki. W swoim entuzjazmie 
dla prawdziwie religijnej ekonomii zapomina on, że nie można jeść „infor- 
macji”. „Prawdziwe bogactwo” nigdy nie stanie się niematerialne, dopóki 
ludzkość nie osiągnie ostatecznej eteralizacji płynnej świadomości. Informację 
w formie kultury można nazwać metaforycznie bogactwem, ponieważ jest 
ona użyteczna i pożądana — ale nigdy nie może być ona bogactwem w do- 
kładnie ten sam, zasadniczy sposób co ostrygi i śmietana lub pszenica i woda 
są bogactwem samym w sobie. Informacja jest zawsze tylko informacją o jakiejś 
rzeczy. Tak jak pieniądz, informacja nie jest rzeczą samą w sobie. Po jakimś 
czasie możemy dojść do wniosku, że pieniądz jest bogactwem (jak w prze- 
pięknym rytuale taoistycznym, który odnosi się do „Wody i Pieniędzy” jako 
dwóch najbardziej życiodajnych sił we wszechświecie), ale tak naprawdę jest 
to tylko byle jakie myślenie abstrakcyjne. Pozwoliło ono swojemu punktowi 
skupienia wałęsać się od słodkiej bułeczki do grosza, który symbolizuje ową 
bułeczkę6. Jako tego efekt mieliśmy „ekonomię informacyjną” odkąd tylko 
wynaleziono pieniądze. Ale wciąż nie nauczyliśmy się trawienia miedziaków. 
Ezopiańska prostota tych truizmów zawstydza mnie, ale muszę na siłę grać 
głupiego, leniwego jokielka orząc krętą bruzdę, podczas gdy wszyscy prosto 
myślący naokoło mnie wydają się mieć halucynacje. 

Amerykanie i reszta wzorcowych obywateli „Pierwszego Świata” wydają 
się być częściowo podejrzliwa wobec retoryki „metafizycznej ekonomii”, ponieważ 
nie jesteśmy już dłużej w stanie dostrzegać (czy też wyczuwać lub węszyć) wokół 
siebie namacalnej obecności fizycznego świata. Nasza architektura stała się 
symboliczna, zamknęliśmy się w manifestacjach myślenia abstrakcyjnego 
(samochody, mieszkania, biura, szkoły), pracujemy w „usługach” lub w rzeczach 
związanych z informacją pomagając na swój mały sposób w rozmieszczeniu 
bezcielesnych symboli bogactwa w abstrakcyjnej siatce Kapitału i spędzamy 
nasz czas wypoczynku pochłonięci głównie Mediami, zamiast bezpośrednim 
doświadczeniem materialnej rzeczywistości. Świat materialny stał się dla nas 
symbolem katastrofy, jak w naszych zdumiewająco histerycznych reakcjach na 
sztormy i huragany (dowód na to, że zawiedliśmy w „podboju Natury” całkowicie) 
lub też nasz neopurytański strach przed seksualną odmiennością albo też nasze 
gustowanie w mdłym i pozbawionym swojej istoty (prawie abstrakcyjnym) 
jedzeniu. A dodatkowo, ekonomia tego „Pierwszego Świata” nie jest samo 
wystarczalna. Zależy ona ze względu na swoją pozycję (czubek piramidy) od 
szerokiej substruktury staroświeckiej, materialnej produkcji. Meksykańscy 
robotnicy najemni uprawiają i paczkują dla nas całą tą „Naturalną” żywność, 
tak żebyśmy mogli poświęcić swój czas na giełdę, ubezpieczenia, prawo, kom- 
putery, gry video. Chłopi na Tajwanie tworzą silikonowe chipy dla naszych 
Pecetów. Imbecyle z Bliskiego Wschodu cierpią i giną za nasze grzechy. Życie? 
Och, nasi słudzy robią to dla nas. Nie mamy życia, a jedynie „styl życia” — 
abstrakcję życia opartą na uświęconym symbolizmie Towaru, zapośredniczoną 
prze kler gwiazd, te „większe od życia” abstrakcje, które rządzą naszymi war- 
tościami i wyznaczają marzenia — mediarchetypy lub być może lepszy byłby 
termin mediarchowie. Oczywiście ta baudrillardowska dystopia nie istnieje 
naprawdę — jeszcze nie7. To jednak zaskakujące widzieć, że wielu społecznych 

59 
radykałów uznaje to za pożądany cel, przynajmniej tak długo, jak jest to nazywane 
„Wojną Informacyjną” lub czymś równie inspirującym. Lewacy rozmawiają 
o przejmowaniu środków informacji–produkcji od informacyjnych monopoli- 
stów8.  Tak naprawdę, informacja jest wszędzie — nawet bomby atomowe mogą 
zostać skonstruowane zgodnie z planami dostępnymi w bibliotekach publicznych. 
Jak wskazuje Noam Chomsky, można zawsze dotrzeć do informacji — zakładając, 
że ma się prywatny dochód i fanatyzm graniczący z szaleństwem. Uniwersytety 
oraz „sztaby ekspertów” czynią patetyczne próby zmonopolizowania informacji 
— oni także są zaślepieni przez pojęcie informacyjnej ekonomii — ale ich spiski 
są śmiechu warte. Informacja nie zawsze może być „wolna”, ale jest jej znacznie 
więcej, niż jakakolwiek osoba byłaby kiedykolwiek w stanie spożytkować. Książki 
na każdy wyobrażalny temat mogą właściwie wciąż być odnalezione poprzez 
wypożyczalnię międzybiblioteczną9. W międzyczasie ktoś wciąż musi sadzić 
monitorowani przez cały czas, jak Winston Smith w „1984”. Uniwersalny panopticon 
jest teraz potencjalnie zbieżny w indywidualny sposób z całą rzeczywistością; życie 
i praca znajdą swoje miejsce poza przestarzałym, fizycznym więziennictwem — 
Więzienna Społeczność zleje się w całość wraz z „elektroniczną demokracją” aby 
uformować Państwo Inwigilacyjne lub informacyjną totalność, z całą czasoprze- 
strzenią mieszczącą się pod nigdy nie zasypiającym spojrzeniem RoboCopa. Na 
poziomie czystej technologii, przynajmniej, będzie się wydawać, że nareszcie 
chociaż dotarliśmy do „przyszłości”. „Szczerzy obywatele” oczywiście nie będą się 
mieli czego obawiać; stąd terror będzie rządził bez wyzwań i Porządek zatriumfuje 
jak Uniwersalny Lód. Naszą jedyną nadzieją może pozostać „chaotyczna perturbacja” 
masowo–połączonych komputerów i w mściwej głupocie znudzenia tych, którzy 
programują i monitorują system. 

60 
gruszki i podkuwać buty. Lub, nawet jeśli te „gałęzie przemysłu” zostaną cał- 
kowicie zmechanizowane, ktoś wciąż będzie musiał jeść gruszki i nosić buty. 
Ciało wciąż jest podstawą bogactwa. Idea Wyobrażeń jako bogactwa jest 
„spektakularną deluzją”. Nawet radykalny krytyk „informacji” może wciąż dać 
początek przesadnej waluacji abstrakcji i danych. W pro–sytu (acjonistycznym 
— przyp. tłum) zinie z Anglii o nazwie „no”, na tylnej części okładki ostatniego 
numeru została niechlujnie nabazgrana następująca wiadomość: 

„Kiedy czytasz te słowa, Era Informacyjna eksploduje… wewnątrz i wokół 
ciebie — razem z Pociskami Dezinformacji i bombami Propagandy bez- 
względnej Informacyjnej Wojny. 

Tradycyjnie, wojna toczyła się o terytorium i korzyści ekonomiczne. Wojny 
Informacyjne są toczone o zdobywanie terytoriów właściwych dla Ery Infor- 
macyjnej, np. dla samego ludzkiego umysłu… W szczególności jest to zdolność 
wyobraźni, która jest bezpośrednio zagrożona zagładą od szturmów multi- 
medialnych przeciążeń… niebezpieczeństwo — twoja wyobraźnia może 
nie być twoją własną… Kiedy kultura się komplikuje, pogłębia ona swoje 
uzależnienie od obrazów, ikon i symboli jako źródeł definiowania samej siebie 
i komunikowania się z innymi kulturami. Kiedy akumulujący się mix kultu- 
rowych wyobrażeń krąży po kolektywnej psyche, pewne izomorficzne ikony 
łączą się aby stworzyć i dokonać projekcji „iluzji” rzeczywistości. Przelotne 
mody, style, artystyczne trendy. ty znasz wynik. „Mogę wziąć ich wyobrażenia 
za rzeczywistość, ponieważ wierzę w rzeczywistość ich wyobrażeń (ich wy- 
obrażenie rzeczywistości).” ktokolwiek kontroluje metaforę rządzi umysłem. 
kontroli–poprzez–terror. Ale hakerzy muszą jeszcze „wyzwolić” pojedynczy bit 
informacji użytecznej w naszej walce. Ich impotencja i fascynacja Wyobraźnią robi 
z nich idealne ofiary „Państwa Informacyjnego”, które samo bazuje na czystej sy- 
mulacji. Nie trzeba kraść danych z post–militarno–industrialnego kompleksu by 
wiedzieć, ogólnie, po co są. Rozumiemy wystarczająco aby sformułować krytykę. 
Więcej informacji samych w sobie nigdy nie zajmie miejsca działań, w których 
wykonaniu zawiedliśmy; dane same w sobie nigdy nie osiągną masy krytycznej. 
Pomimo mojego kochanego długu wobec myślicieli takich jak Robert Anton Wilson 
i Timothy Leary, nie mogę się zgodzić z ich optymistycznymi analizami kognitywnej 
funkcji technologii informacyjnej. To nie sam neutralny system osiągnie autonomię, 
ale całe ciało.
Warunki totalnej saturacji są powoli realizowane — postępujący paraliż — od 
trywializacji specjalnej/technicznej wiedzy do specjalizacji trywializmu. 
wojna informacyjna jest wojną, na której przegranie nie możemy sobie po- 
zwolić. Rezultat jest niewyobrażalny10.” 

Jestem bardzo przychylny krytyce mediów wygłoszonej tu przez autora, 
ale czuję także, że zaproponowana demonizacja „informacji” składa się 
z niczego więcej, niż tylko odbicia w lustrze informacji–jako–zbawienia. 
Ponownie zostaje wywołana wizja Informacyjnego Wszechświata Baudrillarda, 
ale tym razem jako Piekła, niż raczej Gnostyckich Zaświatów. Biskup Hoeller 
chce, aby wszyscy się podłączyli i zostali ściągnięci — anonimowy postsytu- 
acjonistyczny ranter chce, żebyście rozwalili swój telewizor — ale obydwoje 
z nich wierzą w mistyczną moc informacji. Jeden proponuje pax technologica, 
drugi deklaruje „wojnę”. Oboje tryskają rodzajem Manichejskiego punktu 
widzenia na Dobro i Zło, ale nie mogą się zgodzić które jest którym. Krytyczni 
teoretycy pławią się w morzu faktów. Lubimy je sobie także wyobrażać jako 
naszych maqui, z samym sobą jako „ontologicznymi partyzantami” swoistej 
infosfery. Od xix wieku wiecznie mutujące „nauki społeczne” wydobyły na 
wierzch długi szereg informacji na temat wszystkiego od szamanizmu do 
semiotyki. Każde „odkrycie” wpływa dzięki sprzężeniu zwrotnemu na „naukę 
społeczną” i zmienia ją. Dryfujemy. Łowimy poetyckie fakty, dane które 
zintensyfikują i zmutują nasze doświadczenie rzeczywistości. Wynajdujemy 
nowe hybrydy „nauk” jako narzędzi do tego procesu tj.: etnofarmakologia, 
etnohistoria, studia poznawcze, historia idei, antropologia relatywistyczna 
(poetyka antropologiczna czy etno–poetyka), „dada epistemologia” itp. Po- 
strzegamy całą tą wiedzę nie jako „dobrą” samą w sobie, ale cenną tylko dopóki 
pomaga nam łapać lub konstruować własne szczęście. W tym sensie znamy 
„informację jako bogactwo11”; niemniej jednak nie zdecydowaliśmy się na 
objęcie ignorancji tylko ze względu na to, że „fakty” mogą zostać użyte jak 
trujący gaz. Ignorancja nie jest nawet adekwatną obroną, jest to o wiele mniej 
użyteczna broń w tej wojnie. Nie próbujemy ani fetyszyzować, ani demonizować 
„informacji”. Zamiast tego próbujemy ustanowić zestaw wartości, poprzez 
które informacja może być mierzona i szacowana. Naszym standardem w tym 
procesie może być jedynie ciało. Zgodnie z niektórymi mistykami, duch i ciało 
są „jednym”. Oczywiście duch stracił swoją ontologiczną solidność (od czasów 
Nietzschego, swoją drogą), podczas gdy roszczenie ciała co do „realności” 
zostało podważone przez współczesną naukę aż do punktu zniknięcia 
w chmurze „czystej energii”. Tak więc dlaczego w końcu nie założyć, że duch 
i ciało są jednym i że są bliźniaczymi (czy diadycznymi) aspektami tej samej, 
tkwiącej u podstaw, niewyrażalnej rzeczywistości? Nie ma ducha bez ciała, 
nie ma ciała bez ducha. Gnostyccy Dualiści się mylą, tak samo jak pospolici 
„materialiści dialektyczni”. Ciało i duch razem tworzą życie. Jeśli jednej części 
brakuje, rezultatem jest śmierć. Tworzy to bardzo prosty zestaw wartości, 
zakładając że wolimy życie od śmierci. Oczywiście unikam każdej ścisłej 
definicji zarówno ciała, jak i ducha. Mówię o „empirycznym”, codziennym 
doświadczeniu. Doświadczamy „ducha” kiedy śnimy lub tworzymy; doświad- 
czamy „ciała” kiedy jemy lub sramy (lub może vice versa); doświadczamy 
obydwu naraz kiedy się kochamy. Nie proponuję tu metafizycznych kategorii. 
Wciąż dryfujemy, a to są punkty odniesienia ustanowione ad hoc, nic więcej. 
Nie musimy być mistykami aby zaproponować taką wersję „jednej rzeczywi- 
stości”. Musimy jedynie wskazać, że żadna inna rzeczywistość jeszcze się nie 
pojawiła w obrębie kontekstu naszego znanego doświadczenia. Dla wszystkich 
praktycznych celów świat jest „jeden12”. Jakkolwiek historycznie, „cielesna” 
połowa tej jedni zawsze otrzymywała obelgi, miała złą opinię, biblijne potę- 
pienie i była ekonomicznie prześladowana przez „duchową” połowę. Samo 
wyznaczeni reprezentanci ducha zawładnęli niemal wszystkimi sferami 
znanej historii zostawiając ciału tylko prymitywną prahistorię niknącą w mroku 
i kilka spazmów nieudanej, insurekcyjnej płodności. 

Duch rządzi — w związku z tym niemal nie wiemy jak wymawiać język 
ciała. Kiedy używamy słowa „informacja”, reifikujemy je, ponieważ zawsze 
reifikowaliśmy abstrakcje — odkąd tylko Bóg pojawił się jako płonący krzak. 
(Informacja jako katastroficzna dekorporealizacja „brutalnej” substancji). 
Chcielibyśmy teraz zaproponować identyfikację jaźni z ciałem. Nie zaprze- 
czamy, że „ciało również jest duchem”, ale życzymy sobie przywrócić trochę 
równowagi historycznemu równaniu. Postrzegamy całe ciało–jako–zniena- 
widzone i zniesławione–przez–świat, jako nasze „zło”. Nalegamy na odrodzenie 
(i mutację) „pogańskich” wartości skupiających się na relacji ciała i ducha. 
Nie udaje nam się odczuwać żadnego wielkiego entuzjazmu na wieść o „in- 
formacyjnej ekonomii”, ponieważ postrzegamy ją jako jeszcze jedną maskę 
dla znienawidzenia–ciała. Nie możemy nawet trochę wierzyć w „wojnę infor- 
macyjną”, odkąd jest ona również hipostazą informacji, ale przykleja jej 
etykietkę „zła”. W tym sensie, „informacja” wydaje się być neutralna. Ale nie 
ufamy także tej trzeciej pozycji jako ciepłym kluchom i przegranej teoretycznej 
wizji. Każdy „fakt” przyjmuje odmienne znaczenia kiedy przeganiamy go 
przez nasz dialektyczny pryzmat 13 i studiujemy jego zabrudzenia i cienie. 

„Fakt” nigdy nie jest bierny czy „neutralny”, ale może być zarówno „dobry”, 
jak i „zły” (lub poza tymi kategoriami) w swoich niezliczonych wariacjach 
i kombinacjach. Jesteśmy, w końcu, artystami tego nie dającego się zmierzyć 
dyskursu. Tworzymy wartości. Robimy to, ponieważ jesteśmy żywi. Informacja 
jest sporym „bałaganem” kiedy materialny świat odbija ją i transformuje. 
Obejmujemy ten bałagan, cały. To wszystko, to życie. Ale pośród żywego 
chaosu, pewne informacje i pewne rzeczy materialne zaczynają się mieszać 
w poetyce lub drodze–wiedzy albo w drodze–czynu. Możemy naszkicować 
pewne „konkluzje” pro tem, dopóki nie otynkujemy nimi ścian i nie posadzimy 
ich na ołtarzu. Ani „informacja”, ani w zasadzie żaden „fakt” nie tworzy 
rzeczy–samej–w–sobie. Nasz świat „informacji” implikuje ideologię lub raczej 
paradygmat, zakotwiczony w nieświadomym lęku przed „ciszą”, przed materią 
i przed wszechświatem. „Informacja” jest z pewnością substytutem, pozosta- 
łością fetysza dogmatyków, supersitio, duchem. „Poetyckie fakty” nie są 
przyswajalne doktrynie „informacji”. Zdanie „Wiedza to wolność” jest praw- 
dziwe tylko wtedy, kiedy wolność jest rozumiana jako psychokinetyczna 
umiejętność. „Informacja” to chaos; wiedza jest spontanicznym porządkiem 
tego chaosu; wolność jest surfowaniem na fali tej spontaniczności. Te wstępne 
wnioski tworzą zmienny i grząski grunt naszej „teorii”. tsa14 chce całej informacji i 
całej, cielesnej przyjemności w wielkim, skomplikowanym zakłopotaniu słodkich danych i słodkich dat — faktów i uczt — mądrości i bogactwa. 

To jest nasza ekonomia — i nasza wojna. 




tłumaczenie i część przypisów Conradino Beb

Przypisy

1  Indianie Yanomamo zamieszkują dżunglę Amazońską; pomimo naporu postin- 
dustrialnej cywilizacji wciąż jeszcze próbują utrzymywać ustrój plemienny.  
– przyp. tłum. 

2  „Zaliczanie dotknięcia” (counting a coup) to zwyczaj, który wykształcił się wśród 
Indian Prerii w Ameryce Pn. tj. Dakota, Cheyenne, Pawnee, Crow, Arikara, po 
zdobyciu przez nich koni. Polegał on na dotknięciu wroga dłonią w szybkim galopie, 
co było w „kodeksie wojennym” tych plemion cenione o wiele wyżej, niż zabicie 
wroga. — przyp. tłum.


3  Nauki nowego „życia” oferują tu trochę dialektycznej opozycji lub mogłyby to zrobić 
gdyby zadziałały, jak również poprzez pewne paradygmaty. Teoria chaosu wydaje 
się traktować materialny świat w pozytywny sposób, tak jak czyni to teoria Gai, 
teoria pól morfogenetycznych i wiele innych „miękkich” i „neo–hermetycznych” 
dyscyplin. Gdzie indziej próbowałem włączyć te filozoficzne implikacje w „świą- 
teczną” syntezę. Punktem wyjścia nie jest odrzucenie wszelkiej myśli o materialnym 
świecie, ale uświadomienie sobie, że cała nauka posiada filozoficzne i polityczne 
implikacje i że jako taka jest sposobem myślenia, a nie dogmatyczną strukturą 
niepodważalnej Prawdy. Oczywiście kwantowość, względność i teoria informacji 
są wszystkie „prawdziwe” w pewien sposób i można je pozytywnie zinterpretować. 
Zrobiłem to już w kilku esejach. Teraz chcę odkryć negatywne aspekty.


4  Freedom: Alchemy for a Voluntary Society, Stephan A. Hoeller (Wheaton, IL: Quest, 
1992), 229–230

5  Ibid., p. 164 

6  Jak psy Pawłowa śliniące się na dźwięk obiadowego dzwonka, zamiast samego 
obiadu — doskonała ilustracja tego co rozumiem przez „abstrakcję”.

7  Mimo iż niektórzy mogą powiedzieć, że już „wirtualnie” istnieje. Właśnie słyszałem 
od znajomego z Kalifornii o nowym schemacie na „uniwersalne więzienie” — 
przestępcom pozwoli się żyć w domu i chodzić do pracy, ale będą oni elektronicznie 

8  Z przyjemnością na zawsze zapamiętam bycie określonym przez bułgarskiego 
delegata, na konferencji na której byłem, jako „współpracownik w filozofii”. Być 
może kapitalistyczną wersja byłby zwrot „przedsiębiorca w filozofii”, jakby kupował 
on idee jak jabłka na przydrożnych stoiskach. 

9  Oczywiście informacja może czasem być „okultystyczna”, jak w Teorii Spiskowej. 
Informacja może być „dezinformacją”. Szpiedzy i propagandyści wymyślają rodzaj 
cienia „informacyjnej ekonomii”, aby być pewnym. Hakerzy, którzy wierzą w „wolność 
informacji” mają moją sympatię, szczególnie odkąd zostali namierzeni jako naj- 
świeższy wrogowie Społeczeństwa Spektaklu i poddani jego spazmom 

10  Issue #6, Nothing is True, Box 175, Liverpool L69 8dxuk. 

11  W rzeczy samej, cały projekt „poetyckiego terroryzmu” został zaproponowany jedynie 
jako strategia w tej wojnie.






12  Fraza „Świat jest jeden” może być i jest używana aby usprawiedliwić totalność, 
metafizyczne zamawianie „rzeczywistości” poprzez „centrum” lub „szczyt”: jeden 
Bóg, jeden Król itd., itp. To jest monizm ortodoksji, który w naturalny sposób jest 
opozycją wobec Dualizmu i jego kolejnego źródła mocy („zła”) — ortodoksja także 
zakłada, że Jeden okupuje wyższą ontologiczną pozycję, niż Wiele, że transcendencja 
poprzedza immanencję. To co nazywam radykalnym (lub heretyckim) monizmem 
żąda jedności jednego i Wielu na poziomie immanencji; stąd jest widziany przez 
Ortodoksję jako wywracający–górę–na–dół lub saturnalia, które proponują żeby 
każdy „jeden” był równy „boskiemu”. Radykalny monizm jest „po stronie” Wielu 
— co wyjaśnia dlaczego wydaje się on leżeć w sercu pogańskiego politeizmu 
i szamanizmu, tak samo jako ekstremalne formy monoteizmu takie jak Izmailizm 
czy Ranteryzm oparte na naukach „wewnętrznego światła”. Dlatego też zdanie: 
„Wszystko jest jednym” może powiedzieć każdy monista czy anty–dualista i mieć 
na myśli wiele różnych rzeczy.

13  Propozycja: nowa teoria taoistycznej dialektyki. Myśl o dysku yin/yang z czarną 
kropką w białym rombie i na odwrót — oddzielonym nie przez linię prostą, ale linię 
w kształcie S. Amiri Baraka mówi, że dialektyka jest po prostu „oddzielaniem dobra 
od zła” — ale taoista jest poza dobrem i złem. Dialektyka jest elastyczna, ale dia- 
lektyka taoistyczna jest jawnie się wijąca. Na przykład, używając taoistycznej dia- 
lektyki, możemy ponownie ocenić Gnozę. To prawda, że prezentuje ona negatywny 
punkt widzenia ciała i stawania się. Ale jest także prawdą, że grała ona rolę wiecznego 
rebelianta przeciwko wszelkiej ortodoksji, a to sprawia że jest ona interesująca. 
W swoich libertyńskich i rewolucyjnych manifestacjach Gnoza posiada wiele se- 
kretów, z których niektóre są warte poznania. Formy organizacyjne Gnozy — kult 
lunatyzmu, tajne stowarzyszenie — wydają się być płodne możliwościami dla 
projektu tsa/Natychmiastowości. Oczywiście, jak wytknąłem gdzieś indziej, nie 
cała gnoza jest Dualistyczna. Istnieje także monistyczna tradycja gnostycka, która 
czasem pożycza wiele od Dualizmu i jest często przez niego pogmatwana. Gnoza 
monistyczna jest anty–eschatologiczna, używając religijnego języka aby opisać 
świat; ani Niebo, ani Gnostycka Pleroma. Szamanizm, pewne „szalone” formy 
Taoizmu, Tantry czy Zen, heterodoksyjny sufizm i Izmailizm, Chrześcijańscy 
antynomiści tacy jak Ranterzy itp. — dzielą przekonanie o świętości „wewnętrznego 
ducha” i w końcu rzeczywistości, „świata”. To są nasi „duchowi przodkowie”. 

14  „Tymczasowa Strefa Autonomiczna” jest podstawą wczesnej teorii Beya na temat 
wyzwolenia człowieka zarówno z sideł niewoli zewnętrznej, jak i wewnętrznej. Jak 
tworzyć tsa dowiecie się z książki t.a.z. — Poetic Terrorism, Ontological Anarchy, 
Temporary Autonomous Zone, Autonomedia Publishing, New York 1989; wyd. 
polskie (zawierające tylko ostatnią część książki): Hakim Bey, Tymczasowa Strefa 
Autonomiczna, Wyd. Frisch vom Fass, Kraków 2001 — przyp. tłum.










Alternatywny układ tekstu.

Bookmark the permalink. RSS feed for this post.
Obsługiwane przez usługę Blogger.

Popular Posts

Swedish Greys - a WordPress theme from Nordic Themepark. Converted by LiteThemes.com.